Wernisaż wystawy malarstwa Jolanty Tacakiewicz-Lipińskiej

Wolnościowy zew malarki z Brzozowa

Gdyby nie zawiłe losy dziejów, prawdopodobnie Jolanta Zofia ze Świątkowskich Tacakiewicz-Lipińska przyszłaby na świat w najpiękniejszym mieście, jakie kiedykolwiek znajdowało się na terenie Rzeczypospolitej, czyli we Lwowie. Gorący czas wojenny przełomu lat 1944/1945 i ucieczka wielu przedstawicieli inteligencji i zamożniejszego polskiego mieszczaństwa z metropolii nad Pełtwią przed spodziewaną wywózką na wschód doprowadziły – w wymiarze indywidualnych losów rodzinnych – do tego, że mieszkająca obecnie w Nysie artystka-malarka z urodzenia jest brzozowianką. Dzięki pośrednictwu prof. dr. hab. Jana Macieja Maciucha i zaangażowaniu adiunkt brzozowskiego muzeum Agnieszki Adamskiej doszło do pierwszej wystawy prac malarskich twórczyni, która uwielbia wypowiadać się o wolności za pomocą sylwetek ludzkich, dramatycznie i dynamicznie sportretowanych dłoni, a także różnych wizerunków ptaków, które nie od wczoraj z wolnością się kojarzą.

Problematyka wolności w sztuce i kulturze niemal od zawsze uwarunkowana bywała na walkę z konformizmem, a zarazem na zdobycie środków na codzienną egzystencję. Stąd artysta prywatny zmaga się szczególnie z tym właśnie aspektem życiowego bytowania, natomiast artysta sukcesu najpoważniejszego wroga powinien upatrywać ni mniej ni więcej – we własnym sukcesie i groźbie samozadowolenia połączonego z zatraceniem krytycyzmu. Zarówno dla pierwszej, jak i drugiej grupy kreatorów obowiązkiem stało się to, co wprost definiuje Anna Maria Potocka konstatacją: Wiek XX całkowicie zwolnił artystę z jakichkolwiek obowiązków. Od tego momentu jego rola polega na manifestowaniu niezadowolenia z norm społecznych, na podważaniu hierarchii, ośmieszaniu przesądów, potrząsaniu zadufaniem religijnym oraz grzebaniu w lękach i przemilczeniach. Sposób wyrażania tej krytyki – intensywność treści przy oszczędności formy – jest miarą artystycznej wartości. Autorka ciekawego szkicu o relacjach twórcy z otoczeniem stwierdza jednoznacznie, że: Wolność artysty wynika z twórczego sprzeciwu – będącego darem lub przekleństwem – wobec wszystkiego, co kształtuje życie człowieka. Jest to wolność dająca prawo do formułowania poglądów na wszelkie tematy. Artysta – na fali energii człowieka wolnego – przygląda się krytycznie światu i podważa rzeczy, które innym wydają się oczywiste lub objawione. Artyści nie pozwalają stłumić w sobie wolności do samostanowienia. Cywilizacja wykorzystuje tę energię krytyczną na rzecz przemian światopoglądowych. Dzięki artystom świat się unowocześnia i wyzwala z przestarzałych wartości. Niezależność percepcji oraz wyczulenie na skostnienia paradygmatu decydują o społecznej wartości artysty.

Taką właśnie sztukę zaprezentowała w brzozowskim muzeum Jolanta Tacakiewicz-Lipińska. Autorka 21 zaprezentowanych prac, a zarazem bohaterka spotkania została podczas wernisażu w sobotnie popołudnie 1 lipca br. scharakteryzowana przez kuratorkę wystawy Agnieszkę Adamską bardzo ciepłymi słowami: Pani Jolanta Tacakiewicz-Lipińska, urodzona w Brzozowie, jest absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych (obecnie Akademii Sztuk Pięknych) we Wrocławiu w 1969 r. na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby. Studiowała w pracowni malarstwa i rysunku Marii i Stanisława Dawskich. Wzięła udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce, Argentynie, Austrii, Czechach, Węgrzech, Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech i Szwecji. Jest prezeską Nyskiej Grupy Artystycznej i prowadzi działalność popularyzującą współczesną twórczość artystów lokalnych. Jest członkinią Rady Kultury i laureatką Trytona Nyskiego z 2001 r. Tak mówi o sobie: „Początkowo malowałam postacie, później z nich pozostały tylko dłonie będące dla nich hymnem pochwalnym za to, że dają poczucie wolności. Gdy przyszło na mnie zwątpienie, aby się od niego oderwać, potrzebne mi były jasne, kolorowe skrzydła i stąd pojawiły się ptaki. Teraz zawładnęły tak głęboko moją duszą, że tworzę całe ptaszarnie, a nowe wciąż przylatują, przylatują do zastawionych stołów martwych natur. Poruszam się na obrzeżach abstrakcji, wykorzystując feerie barw tego świata”. W pracach nyskiej malarki, które możemy dzisiaj zobaczyć, to właśnie kolor jest dominującym źródłem estetycznych poszukiwań i artystycznego przekazu. Te obrazy malowane harmonijnie emanują połączeniem wrażliwości malarskiej z wielką kulturą i wiedzą teoretyczną. Styl bohaterki odznacza się wysokimi wartościami kolorystycznymi, swobodną, zróżnicowaną fakturą.

Drugą część wystąpienia kuratorka ekspozycji poświęciła rozważaniom na temat pewnych wątków sztuki współczesnej, przypominając że: autorka tworzy obrazy na granicy abstrakcji. Maluje martwe natury, pejzaże, akty, dłonie, ptaki. Wybierając się do galerii sztuki czy też muzeum, możemy uzyskać wielką przyjemność z patrzenia na obrazy abstrakcyjne. Możemy zastanawiać się, co artysta chciał przez nie przekazać, co się na nich znajduje oraz jaki był ogólny zamysł. Czasem nie są to proste obrazy np. pejzaż. Takie obrazy mają w sobie pewnego rodzaju tajemnicę, którą przy odrobinie szczęścia i wiedzy można rozszyfrować. Piękne jest to, że obrazy nowoczesne każdy może inaczej interpretować. Dzięki temu, jest to sztuka ciągle żywa, wśród której można operować różnego rodzaju skojarzeniami. Adiunkt brzozowskiego muzeum dodała, że zapoczątkowany przez Wasilija Kandinsky’ego i Edwarda Muncha abstrakcjonizm: charakteryzuje się wyeliminowaniem wszelkich przedstawień mających bezpośrednie odniesienie do form lub przedmiotów obserwowanych w rzeczywistości. Odrzuca wierne kopiowanie na rzecz subiektywnego przedstawiania ich za pomocą figur, linii. Malarze abstrakcyjni odrzucają od lat przyjęte wzorce, stąd też odczytywanie zamysłu i ich inwencji jest bardzo trudne. Obrazy abstrakcyjne – myślę, że i te, które dzisiaj możemy oglądać – mają po prostu budzić emocje, odczucia, doznania.

Bardzo osobiste i emanujące głęboką serdecznością wystąpienie autorskie rozpoczęła nyska malarka rodem z miasta nad Stobnicą refleksją o tym, że niezwykłą sympatię wywołuje zainteresowanie wystawą. Przyznała, że dokonała wyboru swoich prac w ten sposób, by pokazać w rodzinnym mieście prace papierowe, złożone w teczce. Podzieliła się piękną, wzruszającą opowieścią o losach rodziny Białych, z której wywodziła się matka artystki. Szczególnie eksponowane miejsce w tej sadze zajął dziadek autorki wspomnienia – niezwykle zasłużony dla powiatu brzozowskiego poseł do parlamentu austriackiego, a w niepodległej Ojczyźnie senator Rzeczypospolitej Polskiej dr Stanisław Biały, społecznik, fundator działki pod brzozowskie gimnazjum. W opowieści dzielnie sekundował artystce jej mąż – generalny dyrektor górniczy Janusz Lipiński, który z równą swadą i humorem dodał kilka bardzo interesujących szczegółów o dziejach familii. 

Publiczność miała zatem wyjątkową możliwość nie tylko obejrzenia wspaniałych prac malarskich, ale i zapoznania się z ciekawymi wątkami brzozowskiej historii. Wśród gości honorowe miejsce zajął prof. zw. dr hab. Stanisław Białogłowicz z Zakładu Malarstwa Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego, związany poprzez urodzenie z Duklą, a poprzez wieloletnią pracę twórczą, pedagogiczną i konserwatorską z Nysą, Opolem, a obecnie stolicą Podkarpacia. Wprawdzie na wernisaż w sobotnie popołudnie, które po wielu godzinach deszczowej pogody, rozbłysło pełnym słonecznym światłem, przybyło niezbyt liczne grono odbiorców sztuki, to jednak tym bardziej sprzyjało to serdecznym kuluarowym rozmowom – nie tylko o sztuce, ale i o ciekawych wątkach historii XX-wiecznego Brzozowa.

M.A.J.