Wszystko i nic

Artur Futyma reprezentuje młode pokolenie brzozowskich artystów. Pasjonują go różne formy i środki przekazu. Nie gardzi klasycznym medium – malarstwem i grafiką, ale – co oczywiste – sięga po współczesne, na dobre goszczące w twórczym „armarium” – grafikę i muzykę komputerową. Pastele, farby olejne i akrylowe, ołówek, kredka to codzienność człowieka, któremu patronują słowa „Niech żyje sztuka”. Ma na swoim koncie projekty ilustracji do stron internetowych, murali czy okładek płyt muzycznych. Łącznie ilość prac konkursowych i innych można liczyć już w setkach obiektów. Ciekawe pomysły realizowane dzięki temu, co świadczy o nieprzeciętnych inspiracjach plastycznych – oto krótka, niewątpliwie zbyt skromna wizytówka brzozowianina, który w muzeum w nadstobnickim grodzie prezentuje owoce swojego talentu nie po raz pierwszy.

Otwierana w czwartkowe popołudnie 10 maja ekspozycja objęła 21 prac plastycznych oraz 5 muzycznych, co mogło dla niektórych obserwatorów rozwoju autora wywołać pewne zaskoczenie. Widzowie mogli zobaczyć np. świetne nawiązanie do portretowego dubletu pędzla Piera della Francesca ukazującego małżeństwo Montefeltro, ciekawy cykl siedmiu płócien z tygodniowym zapisem wszelkich czynności, nawet dość intymnych, świetne ujęcia oddechu i elektrokardiogramu, patriotyczną sekwencję z rycerskim etosem bohaterów: Zawiszy Czarnego, rtm. Witolda Pileckiego i żołnierzy spod Monte Cassino. Jednakże perłą w prezentowanych pracach okazał się kapitalny portret mamy malarza pt. „Koszmar matki” z rewelacyjnym uchwyceniem twarzy i bardzo bogatą, osobistą symboliką. Projekty o tajemniczej niekiedy wymowie królowały na wystawie, w których tym razem nie było zbyt wiele akcentów „brytyjskich” w twórczości brzozowianina, obecnie studiującego na czwartym roku w Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Zatem nie dziwiło, iż wśród publiczności honorowe miejsce zajęła inna brzozowska artystyczna dusza – prof. tejże uczelni dr hab. Dorota Jajko-Sankowska z Zakładu Kształtowania Przestrzeni, Designu i Rysunku. Zdecydowana większość przybyłych stanowiły osoby sztukę „praktykujące” lub po amatorsku kochający.

Słowo otwierające zostało poświęcone kwestii, wydawałoby się, najbardziej podstawowej, podręcznikowej, a zatem niezbyt odkrywczej. Rolę motywu przewodniego wprowadzenia do wystawy pełnił bowiem temat koloru, który po kompozycji zajmuje bodaj najistotniejsze miejsce w malarstwie. Nie bez znaczenia w przekazie emocji staje się jednak nie tylko ładunek wizualny, oczywisty dla kolorystyki, ale i werbalny, dlatego prowadzący wernisaż skorzystał z teorii kontrowersyjnego mistrza pióra i pędzla Stanisława Ignacego Witkiewicza. Zwrócił uwagę słuchaczy na jego teorie w postrzeganiu barw, ich odczuwaniu (w zależności od dystansu wobec punktu rzucającego, od natężenia światła, jasności, nasycenia, od innych zjawisk optycznych), uszeregowaniu w widmie barwnym i kontrastowaniu (w dwukolorowych harmoniach zamkniętych, w harmoniach otwartych, bliskiego i dalekiego pokrewieństwa, dalekiego i bliskiego sąsiedztwa, a także dysharmoniach, które również można sprowadzić do harmonii). Zacytował ponadto charakterystykę twórczości Witkacego autorstwa Anny Żakiewicz: „Witkacy był jednak w pełni świadom, że dzieła sztuki nie da się stworzyć, korzystając wyłącznie z najlepiej nawet skonstruowanych diagramów, matematycznych wyliczeń i drobiazgowych przepisów. Wprawdzie cenił bardzo nauki ścisłe i przyrodnicze, niemniej […] zdawał sobie sprawę, że mimo ich ogromnej przydatności w opisywaniu i rozumieniu świata nie zawsze stanowią one wystarczające narzędzie w rozważaniach o sztuce”. Puenta związana była ze stwierdzeniem porzucenia na rok przed tragiczną śmiercią przez Witkacego jego arcyciekawej teorii koloru i przyjęcia przez niego poglądu o nieskrępowaniu twórcy żadnymi założeniami teoretycznymi i wyartykułowaniu jego pojęciu „perwersji artystycznej”. 

Bardzo dużą dozą otwartości popisał się Artur Futyma. Nie tylko opowiedział o swoich pracach, ale także odkrył wiele swojej osobowości. Przy okazji okazał niesamowitą klasę młodego człowieka, panującego nad swoimi emocjami i umiejącego humorem skwitować nieprzewidziane sytuacje. Podzielił się z audytorium następującym przesłaniem: „Chciałem podziękować wszystkim gościom, przede wszystkim rodzinie i przyjaciołom, którzy zamiast wybrać się na juwenalia zostali tutaj ze mną. Chciałem nawiązać do tematu wystawy – »Wszystko i nic«. Sztuka jest dla mnie wszystkim. Posługuję się wieloma technikami: technika cyfrowa, malarstwo, muzyka, nie ma tylko rysunku. Od jakiegoś czasu hobbystycznie tworzę muzykę cyfrową. […] I – nic; jak to ze sobą porównać: wszystko i nic. Dla mnie dużym problemem jest wybranie tej drogi, którą iść, bo – jak widać – nie miałem w zasadzie wystawy, która byłaby w pełni spójna. […] Starałem się spróbować wszystkiego: jest grafika, malarstwo cyfrowe, fotografia, monotypia olejna, malarstwo olejne, łączone ze sobą, pastelowe i może taki eksperyment: miałem taki okres (w czasie zajęć z prof. Sawicką), gdy zapisywałem dokładnie każdego dnia, o której godzinie wstaję, o której – a propos perwersji – idę do toalety. Może nie powinienem tego pokazywać, ale jest to ukazanie sztuki. […] Można dzięki temu trochę wniknąć w moje życie, ale największą pracą, w którą włożyłem całe moje serce to jest właśnie Mama. Nie będę tłumaczył symboliki, bo jest to za bardzo osobiste, jeszcze bardziej niż opisanie swojego dnia. […] Ten obraz powstał w ramach projektu międzynarodowego »Frida Kahlo. Introspekcje« na wystawie w Poznaniu, gdzie mieliśmy polemizować ze sztuką Fridy Kahlo i też chciałem oddać swoje życie prywatne, osobiste; wydaje mi się, że mi się udało”. Młody artysta wspomniał również o innym ciekawym obrazie utrzymanym w stylistyce popartowej, wykonywany w Medzilaborcach i Rzeszowie – pracy, która została nie tylko dostrzeżona przez krytyków, ale bardzo dobrze też przyjęta przez publiczność.

Kolejna ekspozycja prac brzozowianina w muzeum potwierdziła, że młody twórca rozwija swój talent w niezwykły sposób. Charakteryzuje go kreatywność, ambicja i rozległe horyzonty artystyczne, a – patetycznie ujmując – właśnie pomysłowość, także artystyczna, jest jednym z motorów napędowych cywilizacji. Życzymy zatem twórcy jak najwięcej sukcesów.

M.A.J.

fot. Ag, M.A.J.