Wernisaż wystawy fotografii Przemysława Niepokoja-Hepnara

Dzisiejszy trzydziestolatek boryka się z różnymi bolączkami. – pisze Olga Święcicka w tekście o internetowym zbiorowym dzienniku Pokolenie emocji. Kim są dzisiejszy trzydziestolatkowie? – Jeden nie może znaleźć pracy, inny ma jej aż za dużo. Nad jednym znęca się szef, drugi sam nim jest i wyżywa się na pracownikach. Nie radzą sobie z nadmiarem odpowiedzialności albo też z zupełnym jej brakiem. Szukają miłości, zdradzają, rodzą dzieci, które potem wychowują sami albo tkwią w nieudanych związkach. Jedni są sfrustrowani, inni pełni nadziei albo zbuntowani. Opisy są tylko z rzadka optymistyczne, raczej ociekają znudzeniem i nie napełniają nadzieją. Aż chciałoby się zawołać za papieżem Franciszkiem: Młodzi mają w sobie tę siłę, że potrafią się sprzeciwić tym, którzy mówią, że nic nie może się zmienić.

Jak z tymi cytatami i obserwacjami rzeczywistości korespondują owoce talentu krośnieńskiego reprezentanta pokolenia trzydziestolatków, utalentowanego fotografika Przemysława Niepokoja-Hepnara – mogli się naocznie przekonać goście brzozowskiego muzeum, uczestniczący w otwarciu wystawy mistrza obiektywu w czwartkowe popołudnie 3 sierpnia br. Spotkanie z jego sztuką zgromadziło nieliczną, acz doborową publiczność, w której przynajmniej niektórzy fotografowanie traktują nie tylko jako zwykłe „pstrykanie” kolejnych zdjęć na karcie pamięci.

Autor zaprezentowanych w Brzozowie dwudziestu najważniejszych prac z ostatnich dwóch lat (w tym głównie nagradzanych w prestiżowych konkursach) jawi się – wbrew zacytowanym na wstępie opiniom o pokoleniu trzydziestolatków – jako wprost głodny życia rejestrator codzienności; paradoksalnie – tym ciekawszej, im jest ona niezwyklejsza w swojej zwyczajności. Działający z wielką aktywnością krośnieński „poeta obiektywu” – absolwent Krakowskiej Akademii Fotografii i grafiki komputerowej w mediach w Wyższej Szkole Informatyki
i Zarządzania w Rzeszowie – nie ma w sobie nic ze zblazowania egzystencją; na nudę w swoim życiu z pewnością nie narzeka. Stwierdzenie, że pracuje niemal bez przerwy byłoby oczywistą nieprawdą, jednakże o intensywności jego pasji i twórczości świadczyć może choćby to, iż w ciągu kilku tygodni fotografował na egzotycznej wyspie Mauritius, w Odessie i na Białorusi. Lista jego afiliacji twórczych również napawa uznaniem, jest bowiem członkiem rzeczywistym Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej z tytułem artysty fotografa RP, członkiem Kolektywu Fotografów „Afterimage” oraz Fotoklubu Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, administratorem największej polskiej grupy fotograficznej „Street Dogs of Poland” i ambasadorem marki „Fujifilm Polska”, a nadto – dwukrotnym stypendystą Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za wybitne osiągnięcia naukowe i artystyczne. Sam podkreśla, że realizuje się jako fotoreporter i kreator materiałów z dokumentowania ulicy, opowiadający historię konkretnego miejsca i konkretnych postaci.

W fotografii interesuje go przede wszystkim człowiek w ujęciu dokumentalnym i reporterskim. Fotografia to moja kochanka, obsesja i pasja – otwarcie wyznaje w często cytowanym bon mocie. Fascynacja tą dziedziną sztuki wynika u autora z chęci uwiecznienia, zatrzymania w kadrze konkretnej sytuacji, wybranej osoby, ale także stanowi sposób na życie. Dzięki fotografii nigdy nie będę samotny – mówi utytułowany krośnieński fotograf, a właściwie fotografik, bo w tym przypadku bez obiekcji możemy mówić o twórczości i artyzmie, o sztuce w pełnym tego słowa znaczeniu.

Krótka charakterystyka dobrej fotografii według młodego mistrza to zdjęcie, które posiada drugie dno, bezgłośnie potrafi wiele dookreślić, wypowiedzieć coś, co nie jest oczywiste. Dlatego też nieodzowne staje się w takim rozumieniu odpowiednie, psychologiczne podejście do osoby jako obiektu zainteresowania. Decydującym atutem jest szczerość autora, ukazanie przez niego entuzjazmu i odsłonięcie swojego zamiłowania w rozmowie z fotografowaną postacią, a także otwarte przyznanie, że zdjęcie może zostać opublikowane w tzw. szerokim świecie. Autor zdaje sobie sprawę z tego, że dobry rzemieślnik czy artysta bez umiejętności cierpliwego wysłuchania uwiecznianych osób i ich codziennych problemów nie osiągnie zamierzonego celu. Taki efekt pracy może być przyrównany do wiary bez uczynków miłosierdzia czy innego martwego zjawiska – istniejącego wprawdzie, widzialnego, fizycznie namacalnego, ale bez wewnętrznego życia, bez głębi emocjonalnej, bez przekazu czegoś wyjątkowego. Przemysław Niepokój-Hepnar sam przyznaje, choć może w dzisiejszych realiach to niemodne i archaiczne, że realizuje swoistą misję. Zapewne właśnie dlatego (mimo, a zarazem i dzięki swojej młodości) potrafi sportretować osobę nie tylko w fizycznej dosłowności, ale przede wszystkim na modłę duchową.

Wprawdzie jego prace pochodzą z różnych części Starego Kontynentu (wspomnianej wyżej Białorusi i Odessy, a także z Kijowa, Wołynia, Słowacji, słonecznej Toscanii), a nawet z Meksyku i wysp na Oceanie Indyjskim, ale podstawowej przestrzeni swoich zainteresowań upatruje w swoje małej ojczyźnie. Tym aspektem nawiązuje do tradycji rodzinnych. Dziadek bohatera wernisażu – Władysław Niepokój (1924–1982) to postać legendarna dla Krosna; i to nie tylko jako uznany fotograf, ale przede wszystkich jako wybitny działacz turystyczny – współzałożyciel i wieloletni prezes Oddziału PTTK w królewskim grodzie nad Wisłokiem i Lubatówką, współtwórca tamtejszego Muzeum Regionalnego PTTK, inicjator wielu imprez turystycznych i opublikowania przewodnika po mieście i okolicy, krajoznawca, regionalista, pasjonat, wielki miłośnik swoich stron rodzinnych, współzałożyciel Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Krośnieńskiej. Często uczestnicząca w rajdach, zlotach i innych imprezach młodzież następnego dnia z zainteresowaniem zmierzała do PTTK-owskiej gabloty na krośnieńskim rynku, by zobaczyć umieszczone tam rano odbitki zdjęć pana Władysława z wędrówek poprzedniego dnia. To było coś, czego dzisiaj już się nie doświadczy; coś pięknego, integrującego, wyzwalającego dobrą stronę ludzkiej natury. Po jego śmierci zakład fotograficzny przejęła żona – Aleksandra, a po niej – córka Magdalena Niepokój-Hepnar wraz z mężem Krzysztofem Hepnarem. Młody twórca nie tylko pasję fotograficzną przejął więc niejako w zgodzie z prawidłami genetyki, ale i ukochanie tego, co najbliższe, tego, co w otoczeniu, we własnym środowisku.

Zwłaszcza w tym kontekście zwraca uwagę świadomy dobór tematyki przez autora. Obecnie to już nie reportaż z finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, od czego 11 lat temu zaczynał na poważnie swoją przygodę z aparatem, nie fotografie z ukochanych zawodów żużlowych, ale m.in. wysmakowane portrety ludzi – bohaterów, którzy nie przywdziewają masek, często ludzi z ciekawych kręgów kulturowych: czy to słowaccy Romowiez Lenartowa koło Bardiowa, czy też jeden z nich deklarujący się jako gej, czy modlący się w Leżajsku chasydzi, czy podejmujący walkę z własnym nałogiem alkoholicy, czy wreszcie wypalacz węgla drzewnego w bieszczadzkim zaciszu. Często są to obrazy osób spoza ugrzecznionego, uładzonego i sterylnego kanonu, wizerunki postaci niechętnie dostrzeganych: ubogich, okaleczonych bolesnymi doświadczeniami życiowymi, dyskryminowanych, może nawet wprost obcych, nieakceptowanych, a dla ksenofobów – ni mniej ni więcej tylko różnego rodzaju odmieńców. W tym też tkwi szlachetny aspekt twórczości krośnieńskiego fotografika, który ukazuje piękno portretowanych modeli ze środowisk traktowanych jako marginalne, odrzucone, obce. Artyzm (również fotograficzny) ma bowiem do spełnienia także posłannictwo zwrócenia uwagi reagującej machinalnie, automatycznie większości na coś pomijanego, odrzucanego, lekceważonego.

Sam autor podczas wernisażu przyznał, że: Fotografia to szczególna dziedzina sztuki, która zmienia. Zmienia człowieka. Ja dzięki fotografii stałem się lepszym człowiekiem. Nauczyłem się odczytywać ludzkie emocje. Staram się słuchać, nie być obojętnym. To jest bardzo istotne w życiu. Myślę, że największy wpływ na tę moją stronę życia miała właśnie fotografia. Stwierdził, że nie było mu dane poznać dziadka – Władysława Niepokoja, natomiast dodał, że: Wiele osób go bardzo ceni i z refleksją wspomina. W planach mam materiał związany z dziadkiem. Chciałbym zmierzyć się z jego legendą, ponieważ mam na strychu kilkaset jego negatywów wykonanych w ciągu lat od pięćdziesiątych do osiemdziesiątych. Planuję wykonać zdjęcia; zastanawiam się nad tym, czy wykonać zdjęcia współczesne, czy tylko dziadka, ale myślę, że warto to połączyć i pokazać, jak bardzo zmienia się przestrzeń wokół nas.

Miłośnikom sztuki portretowania rzeczywistości za pomocą obiektywu poradził: żeby każdy z was nie rozstawał się z aparatem fotograficznym, tylko uwieczniał najważniejsze momenty w swoim życiu. Jest to bardzo istotne, bo życie bardzo szybko pędzi, a ktoś kiedyś powiedział, że coś, co nie zostało sfotografowane, to nigdy się nie odbyło. Warto uwieczniać te chwile, które są nam bliskie, i po latach wspominać czy też chce się, żeby jakaś cząstka pozostała.

O tym, że autor wystawy w brzozowskim muzeum wyśmienicie odczytuje znaki współczesności zaświadczają niewątpliwie nagrody. I – jeśli sobie uświadomimy, że chronologicznie pierwszą z nich został uhonorowany nie tak dawno, bo w 2015 r. – musimy przyznać, że w tak niedługim okresie osiągnął już imponujący dorobek. Składają się nań m.in.: ubiegłoroczna nagroda Prezydenta Miasta Krosna za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury, Nagroda Zarządu Województwa Podkarpackiego za wybitne osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury sprzed zaledwie kilku tygodni, również tegoroczny Złoty Medal Federacji Fotografików Słowackich w Bardiowie, a także laury i wyróżnienia kilkudziesięciu ogólnopolskich i międzynarodowych konkursów fotograficznych, w tym International Photography Awards, Monochrome Awards, ND Awards, International photographer of the year, „National Geographic Polska”, Krajowego Salonu Fotografii Artystycznej w Żarach i Otwartych Mistrzostw Fotograficznych w Olsztynie.

Zwiedzający brzozowską wystawę mieli po wernisażu możliwość porozmawiania z utytułowanym artystą, który stawia sobie wysokie wymagania i pracuje intensywnie, drobiazgowo planując swój dzień, a jednocześnie w skromności określa siebie mianem ulicznego fotografa. Cieszy szczególnie to, że – tak młody, a zarazem już uformowany – twórca okazuje empatię, podejmując problematykę historii niezwyczajnie zwyczajnych ludzi, a poza tym nie interesuje go w pracy i twórczości np. reklama czy świat mody, adresowany przecież nie do czego innego, jak do ludzkiej próżności. Uczestnicy spotkania w muzeum byli przekonani, że miło jest smakować sztukę młodego mistrza, kochającego ludzi, miłującego swoją ojcowiznę i ojczyznę, a także wierzącego, że jeszcze przed nim jest fotografia jego życia – ta, która będzie miała wpływ na egzystencję portretowanych bohaterów, a może nawet ją pozytywnie zmieni.

 M.A.J.