Sacrum przywołane z pamięci
Jeszcze trzy, cztery dekady temu na podróż do Ziemi Świętej pozwolić sobie mogli nieliczni Polacy. Obecnie pielgrzymka do miejsc, w których dwa tysiące lat temu nauczał Mistrz z Nazaretu, nie należy wśród rodaków do wyjątkowego zjawiska, choć nadal pątnik lub turysta musi liczyć się z niebłahymi kosztami. Kiedyś było jeszcze bardziej wymagająco: żeby dotrzeć w ten region, zazwyczaj wyzbywało się całego lub sporej części majątku i ruszało w kilkuletnią wędrówkę… ale to zamierzchłe czasy.
Prezentowana w brzozowskim muzeum od końca lutego do połowy marca wystawa rewelacyjnych fotografii prof. Jana Macieja Maciucha nawiązała właśnie do reminiscencji autora z jego podróży na Bliski Wschód. Ten niezwykle skromny artysta – pochodzący z Pruchnika koło Jarosławia, mieszkający i wykładający przez pewien czas w Opolu, a od kilkunastu lat ponownie związany z rodzinnymi stronami jako mieszkaniec i profesor w stolicy Podkarpacia – wystawił swoje prace w mieście nad Stobnicą nie po raz pierwszy.
Do tego nawiązała w słowie wprowadzającym adiunkt Agnieszka Adamska, mówiąc m.in.: Dzisiejsza wystawa „Przywołane z pamięci. Fotografie z Ziemi Świętej” jest wspomnieniem autora z jego wielokrotnych podróży po Bliskim Wschodzie, szczególnie po Izraelu, nazywanym powszechnie Ziemią Świętą. Jest także małym jubileuszem, ponieważ od pierwszej wystawy pana prof. Jana Macieja Maciucha w naszym muzeum 1 lutego minęło 5 lat. Pierwsza wystawa w 2013 r. prezentowała malarstwo i fotografię, druga – kapliczki św. Jana Nepomucena w fotografii, kolejna – w 2016 r. rysunek. Zdjęcia z dzisiejszej wystawy przedstawiają spostrzeżenia z różnych części Izraela, które najbardziej interesowały autora. W podróżach po Ziemi Świętej ważna jest świadomość biblijna, którą można posiąść poprzez wczytywanie się w karty Pisma Świętego. Wówczas można podjąć w pełni świadomą podróż po tej wyjątkowej ziemi.
Podstawowe założenie autora stanowiło wykonywanie fotografii nie o charakterze dokumentacyjnym czy albumowym, ale ujęć ukazujących ludzkie emocje, zachowania, sytuacje – nawet jeśli brak w nich człowieka – odnoszące się do niego. Istotnie dzieła fotograficznej pasji profesora ukazują człowieka w bardzo złożonym układzie; niezależnie od tego czy będzie to Żyd układający na ulicznym bruku ze zniczy gwiazdę Dawida po zamachu terrorystycznym, czy siedzący na kamiennych schodach prawosławny mnich w kamilaukionie, czy Arab z groźną miną, a za nim w tle grupa rozmodlonych Żydów, czy stary Żyd w okularach o niezwykle sympatycznej fizjonomii, czy rozciągnięta na posadzce w Grocie Narodzenia Pańskiego postać tuż obok kapłana sprawującego świętą liturgię, czy też uczestnicy Drogi Krzyżowej w asyście zakonnika we franciszkańskim habicie. Niektóre z ujęć prezentują inspirujące detale krajobrazu: cmentarz arabski, promienie słoneczne przenikające półksiężyc na kopule meczetu, fragment Pustyni Judzkiej czy arabskie osiedle przy śmietnisku. Mimo że nie ma na nich ludzkich postaci, wiele mówią o człowieku i o jego relacji z naturą i kulturą, a raczej kulturami. Zdjęcia tylko z pozoru mogą uchodzić za spokojne, łagodne czy stonowane, ponieważ naprawdę tkwi w nich jakieś napięcie, tak dobrze oddające szereg konfliktów w Ziemi Świętej – obszaru, który tętni niezgodą, zawiścią, zazdrością i represjami. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia w tym regionie z różnymi tradycjami trzech wielkich religii monoteistycznych i z wyznawcami, których możemy określić mianem członków „ludów Księgi”, ale z drugiej dostrzegalna jest tam rywalizacja pomiędzy nimi. Zatem Ziemia Święta (tak określana od średniowiecza zarówno przez chrześcijan różnych konfesji, obrządków czy denominacji, jak i przez wyznawców judaizmu czy islamu również w różnych odcieniach) jawi się dzisiaj jako wulkan pulsujący niekoniecznie wzniosłymi, odnoszącymi się do Boga emocjami; jako miejsce konfliktów i dyskryminacji; jako przestrzeń, w którą wpisana została sprzeczność interesów, wzajemna niechęć, konfrontacja, a nawet wrogość.
Zdaniem osób związanych z katolickim punktem odniesienia Ziemia Święta pozostaje święta nie tylko z nazwy, lecz z istoty głównie dzięki naznaczeniu jej obecnością Bożą poprzez misję nauczania, czynienia cudów, a następnie męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Jednakże podkreśla się także mało eksponowany wątek (zwłaszcza przez wspólnoty nieprzychylne chrześcijanom), że teren ten jest obszarem świętym dzięki stałej obecności świadków Mistrza z Nazaretu – chrześcijan, także i dzisiaj doświadczających nieprzyjemności, a mimo to trwających jako strażnicy tych wyjątkowych miejsc, w których dwa tysiące lat temu Bóg-człowiek dzielił swoje ziemskie życie z ludźmi. Warto więc pamiętać o tej niespokojnej, ale i przepełnionej sacrum przestrzeni nie jak o ciekawej, orientalnej krainie, ale jako o tym miejscu, które stanowi dziedzictwo i skarb wiary. Pielgrzymowanie po tej ziemi w religijnej motywacji winno przeradzać się w pielgrzymowanie do własnego wnętrza, bo ta ziemia nie musi dostarczać dowodów na istnienie Boga w postaci niejednego sanktuarium czy ruin starożytnej osady. Sama świadczy o Bogu, Nim żyje, oddycha i w Nim się porusza. Pozostaje prosta, piękna i tak zwykła, że nadzwyczajna. Ten właśnie wielokulturowy, ale i odnoszący się do Stwórcy aspekt chciał zatrzymać na fotograficznym obrazie autor wystawy w brzozowskim muzeum.
Uduchowionej charakterystyki tych prac można zapożyczyć z opisu malarstwa artysty – siostrzanej dziedziny, która ze sztuką fotografiki pozostaje w ciekawej koherencji. Analizujący plastykę twórczości swojego ówczesnego kolegi z Uniwersytetu Opolskiego i Wyższego Seminarium Duchownego ks. prof. dr hab. Joachim Piecuch podkreślił aspekt konfliktu, cierpienia i nadziei, a więc tych czynników, które są codziennością i wizytówką Bliskiego Wschodu. Wykładowca w sutannie tak wyrażał swoje spostrzeżenia na ten temat: Jan Maciej Maciuch potrafi na wiele sposobów opowiadać o bezmiarze cierpienia, które wniwecz obraca ludzkie rachuby, plany i zamiary. […] Śmiertelna przemoc niszczy i zabija nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim nie oszczędza wnętrza człowieka. Dotknięty jest nią nie tylko dorosły, ale brutalnie wchodzi ona w serce i głowę dziecka, czyniąc je niezdolnym do samodzielnego myślenia i działania. Nieunikniona perspektywa krzyża wyznacza człowiecze zmaganie z życiem. Radosne kolory i tak zapraszające do oglądania, nabierają niepokojącej intensywności, mówią o zagrożeniu, są wyrazem cierpienia i bólu, i krwi. Czy w interpretacji Jana Macieja Maciucha życie to absurd? Nie, lecz to historia powrotu syna marnotrawnego do Ojca. To uchwycony moment, kiedy Ojciec zamyka syna w swoich ramionach, a nad nimi otwiera się niebo. Nawet obrazy mające w swym motywie cierpienie i samotność, w harmonii barw promieniują światłem obietnicy i nadziei. Nie jest to wprawdzie perspektywa, która się widzowi narzuca, ale domaga odkrycia. Wśród kłębowiska namiętności, rewolucji i wojen, kłamstwa i przemocy, niezrozumienia i zapomnienia, pośród zgliszcz i popiołów, w doświadczeniu swej bolesnej i nieuchronnej przemijalności oraz znikomości, szukać trzeba nam tego, co nieprzemijalne, co wypełnia świat sensem, a co jest darem przychodzącym od Jedynego. Prace Jana Macieja Maciucha, świadcząc o niesamowitej wrażliwości autora na ludzką biedę i miserę, są zarazem niestrudzonym poszukiwaniem tej perspektywy, z której przychodzi Dar.
Sam twórca fotograficznych dzieł swoją opowieść skoncentrował wokół specyfiki uwiecznianego na zdjęciach kraju. Przestawił ją lakonicznie, bowiem
najlepszym przekazem okazuje się sztuka – w tym przypadku wizualna. Jednakże wzbogacił go przekazem werbalnym, mówiąc m.in.: Trudno sobie wyobrazić lepszy prezent urodzinowo-imieninowy jak dzisiejsze spotkanie z państwem przy okazji otwarcia mojej wystawy fotografii z Ziemi Świętej […]. Często było to nie pielgrzymowanie, tylko często włóczęga. Wałęsałem się od Libanu aż po Morze Czerwone i od Morza Śródziemnego aż po rzekę Jordan. Jest to kraj niezwykle fotogeniczny, napawający refleksją o przemijaniu, o zastanawianiu się nad sensem naszej egzystencji na ziemi. Kraj niespokojny, miałem okazję dzień po zamachach być na miejscach tragicznych dla mieszkańców Jerozolimy i Tel Awiwu, gdzie dzień wcześniej zginęło kilkadziesiąt osób. Przerażające dla mnie było, gdy widziałem w telewizji zbieranie szczątków ciał. Mamy tutaj zdjęcie z Tel Awiwu po katastrofie, gdzie na przejściu dla pieszych wysadziła się w powietrze Arabka owinięta materiałami wybuchowymi i wraz ze sobą zabrała kilkadziesiąt istnień ludzkich. Ten kraj jest ciągle piękny, ale niespokojny. […] Bazylika Grobu Pańskiego jest zarządzana przez kilka Kościołów. Widziałem w niej kompletnie zardzewiałe rusztowania przytwierdzone do kopuły; przez ponad 20 lat nie było woli, by wspólnie przystąpić do remontu, dopiero przyjazd papieża zmobilizował rząd Izraela, by odnowieniem tej kopuły się zająć. Każda z religii kieruje się do swojego wąskiego kręgu, na który ma „urzędowy” wpływ. Profesor w trakcie swojej wypowiedzi zwrócił uwagę gości na kilka wybranych prac, nadmieniając że nie wszystkie pochodzą z Bliskiego Wschodu (m.in. „portrety” macewy z cmentarza żydowskiego w Krośnie oraz bimy na tarnowskiej starówce przed konserwacją).
Słowa profesora uzupełniła jego małżonka – Anna Jańska-Maciuch, autorka malarskich prac o niezwykłym klimacie i metafizyce, nierzadko odwołujących się do tematyki biblijnej. Stwierdziła m.in.: Nas – artystów interesują takie rzeczy, które prawdopodobnie nie interesują przeciętnego człowieka… dlatego, że nie chcemy być tylko reporterami, ale zwracamy uwagę na dobór kompozycji, tematu, jakiegoś wspaniałego wrażenia lub wewnętrznego przeżycia w danym momencie. Myślę, że ta wystawa jest różnorodna, mimo że nie spełnia oczekiwań. Rozmawiając z kilkoma osobami, które były w Izraelu, dostrzegłam, że oczekiwały, iż zobaczą cząstkę tego, co tam widziały. Mój mąż posiada ogromne zbiory fotografii z kilku pobytów, natomiast zdecydował się na wybór czysto artystycznych ujęć. Dla każdego artysty, a zwłaszcza fotografika czasami jest istotniejsze to, co dzieje się na obrazie w sensie plastycznym niż tematycznym. Myślę, że najważniejsze jest w tej wystawie to, że pokazuje ona cząstkę osobowości tego zamkniętego, wrażliwego człowieka.
Wernisażowe spotkanie przybrało bardzo ciepły, niemal rodzinny charakter. Nie obyło się bez złożenia profesorowi życzeń imieninowych i urodzinowych, czemu towarzyszył śpiew „Sto lat”. Pracownicy brzozowskiego muzeum poczytali sobie za niezwykłą przychylność solenizanta, iż zechciał w tak miły sposób obchodzić swoje święto przy okazji wernisażu.
M.A.J.
fot. Marek Marański