Promocja tomiku wierszy Katarzyny Terchy-Frankiewicz

Poezja – niebezpieczna dziedzina sztuki

Brzozowska poetka, współtwórczyni i wyrazista osobowość Ruchu Poetyckiego „Zgrzyt” Katarzyna Tercha-Frankiewicz znana jest miejscowym miłośnikom literatury pięknej. Tym razem spotkanie autorskie w ratuszu miało charakter promocji drugiego tomiku autorki – 88-stronicowego zbioru pt. PKSem do Brzozowa. Czwartkowy wieczór 19 października upłynął więc jako kilkadziesiąt ciepłych minut, podczas których publiczność miała okazję zupełnie wyjątkowego, otwartego kontaktu z młodą poetką, która zaprezentowała kilka swoich kompozycji z ostatnich lat, a ponadto podzieliła się z audytorium inspirującymi komentarzami do swoich liryków. Wspomniała o szczęściu, którego doświadcza w udanym małżeństwie z mężem – Kamilem.

Spotkanie miało charakter rozmowy, w której ujawniła się po raz kolejny nietuzinkowa osobowość autorki. Nie poszła ona drogą wielu młodych poetów, dla których celem pozostaje opublikowanie jak największej liczby tomików. Najświeższy tomik powstał pod wpływem emocji, które autorka scharakteryzowała poprzez pryzmat życia prywatnego: Przez ten ostatni rok bardzo dużo się wydarzyło w naszym życiu – w moim życiu, w życiu Kamila. Myślę, że z powodu tych zmian, związanych z narodzinami naszej Tosi i ze śmiercią teścia, że całe nasze życie zmieniło swój kierunek, że z miłości romantycznej i zachwytów musieliśmy przejść do szarej rzeczywistości i pogodzić się z pewnymi rzeczami. Pomyśleliśmy o tym, żeby wydać tomik wspólny, jednak później Kamil stwierdził, że lepiej by było, gdybym sama wydała, ponieważ – mówiąc kolokwialnie – mi się należy. Myślę, że była to kwestia potrzeby. Tyle lat minęło od wydania poprzedniego tomiku. Wszyscy wkoło coś wydają i może pora zastanowić się nad tym, by wydać coś własnego, osobistego i nie pozostać na jednym tomiku. Myślę, że na tę decyzję miały wpływ narodziny dziecka, że chciałam pozostawić po sobie coś jeszcze i… urodziny, które obchodzę za kilka dni, na to wpłynęły. Pomyślałam, że może sobie zrobić taki mały prezent w formie tomiku.

Poeci identyfikujący się z ruchem „Zgrzyt” zazwyczaj lubią odniesienia do klasyki. Nie inaczej postępuje bohaterka spotkania promocyjnego w ratuszu, która ceni sobie epokę romantyczną, a spośród twórców polskich postacie pomnikowe, ale zarazem „podręcznikowe”: Mickiewicza, Słowackiego, Grottgera, Baczyńskiego, Osiecką, Poświatowską i Tuwima, którego cytat zamieściła na początku tomiku. Teoretycznie teksty i obrazy tych mistrzów powinny sprzyjać łatwemu odczytaniu ich przesłania, skoro tak często bywają „analizowani” m.in. podczas lekcji mowy ojczystej, jednakże brzozowska poetka – nawiązując do ich twórczości – wymyka się z takiego, na pozór prostego zrozumienia swoich kompozycji. Wprost stwierdza, że jej poezja nie jest adresowana do dzieci i młodzieży, nie zawiera jednoznacznych odniesień i stwierdzeń. Potwierdziła to interpretacją dwóch swoich liryków, mówiąc: Wiersz „Modlitwa” jest dla mnie bardzo ważny i wiąże się z pierwszym przyjazdem Kamila. Gdy poznaliśmy się i zaczął do mnie przyjeżdżać, przyszła taka chwila, kiedy dawne bolączki przestały mieć jakieś znaczenie i kiedy to, co wydarzyło się w Rzeszowie, a był to dla mnie bardzo trudny czas, przestało być istotne. Pogodziłam się z tym i właśnie z tego pogodzenia powstał ten wiersz. Uważam, że poezja jest dość niebezpieczną dziedziną sztuki, bo w jednym wierszu można zawrzeć tyle treści filozoficznych, co w wielu traktatach poetyckich. I jak tutaj interpretować, rozumieć wiersz, który niesie ze sobą masę treści? Może być rozumiany na kilka sposobów, a jak taki wiersz ukazać dziecku? To jest ryzykowne, ale chciałabym odpowiedzieć wierszem, nad którym zastanawialiśmy się bardzo długo, czy umieścić go w tym tomiku. Chciałabym wyjaśnić, jak go rozumiem i jak powstał: „Przez pryzmat jej ciała / patrzysz na niego Aniele / rozkoszy / odsuń przeszkodę // Pozwól poczuć Prawdę w ciele // Mocniejszy od przyjaźni / może być tylko seks”. Przede wszystkim te ostatnie słowa były takimi określeniami, o których rozmawiałam razem z Anią Ziembą-Lonc, czy to się nadaje dla dzieci, dla młodzieży, czy to nie popycha do refleksji zbyt ryzykownych. Zastosowałam tutaj grę słów, bo słowo „mocniejszy” nawiązuje zarówno do miłości fizycznej, jak i do miłości platonicznej, która nie daje spełnienia. Uważam, że miłość platoniczna, przyjaźń to jest zawsze „za mało”, człowiek potrzebuje czegoś więcej – spełnienia duchowego i fizycznego, tylko to potrafi dać człowiekowi szczęście. Człowiek czuje się szczęśliwy wtedy, gdy odnajduje się w świecie, który potrafi mu dać jedno i drugie, kiedy uda mu się stworzyć rodzinę, znaleźć szczęście duchowe i fizyczne – to jest prawdziwe spełnienie. Słowo „mocniejszy” jest kluczowe w tym wierszu, bo można go użyć do określenia i przyjaźni, i seksu, a to słowo jest dla mnie łącznikiem dwóch stref: i seksu, i przyjaźni. Podobnie jest i w wierszu: „Bo mam siłę niekochania / i patrzenia na Ciebie / tak jakbyś był tym jedynym / najwspanialszym // w spojrzeniu jest najwięcej miłości / w sercu najmniej”. Ciężko by było wytłumaczyć to dzieciom, ale myślę, że coś w tych słowach jest: czasami w spojrzeniu ta miłość jest, ale gdzieś głębiej, w sercu czegoś brakuje.

Bardzo dojrzałe stanowisko zajmuje Katarzyna Tercha-Frankiewicz, opisując swoje poczynania na niwie literackiej. Nie podziela apeli, by nie czytać utworów innych autorów i mimowolnie ulegać zapożyczaniu od nich ciekawych metafor, porównań czy innych figur. Wprost przeciwnie, uważa, że należy mieć zdrowe podejście do siebie samej i swojej twórczości i tym bardziej mieć kontakt z dobrą literaturą, by nawiązywać do tego, co stało się klasyką, zostało uznane i docenione, ale i podążać własną drogą przekazu. Dlatego też bez ogródek wyznaje: Dla mnie poezja to jest przede wszystkim pasją. Oprócz emocji, oprócz tego, co piszę uwielbiam czytać poezję. Kiedyś znalazłam wydanie „Sonetów” Szekspira, udało mi się je kupić i zakochałam się w nich, bo to było wspaniałe przeżycie duchowe. Myślę, że – czytając różnych poetów – można doświadczyć niesamowitych rzeczy. Nie potrafiłabym nie czytać cudzej poezji. Co do odbioru „plagiat – nieplagiat” mam do swojej poezji dystans. Na szczęście nie jestem wybitną poetką, znaną na całą Polskę, więc nikt nie posądzi o plagiat; i mam nadzieję, że za życia nie dostąpię tego. Podchodzę do tych kwestii dość lekko, czytam, piszę, trochę tym żyję, fascynuję się tym i myślę, że najgorsze, co można zrobić człowiekowi, który zaczyna pisać, to stawiać zakazy i nakazy. Przez długi czas nie potrafiłam zaakceptować samej siebie; do dzisiaj niezwykle trudno jest mi otworzyć swój tomik, swoje opowiadania, popatrzeć na swoje rysunki i ocenić je, czy one są dobre czy złe. Wiem, że gdyby ktoś zaczął mi wytyczać jakieś granice, zrobiłby mi bardzo dużą krzywdę, bo dla mnie poezja, twórczość to jest po prostu wolność, sfera, w której się odnajduję, w której chcę żyć i nie chcę, aby ktokolwiek mi w to ingerował. A zdarzały mi się takie przypadki, że doradzano mi, żebym zmieniła metafory na inne, ale ja tego nie potrafię i cieszę się z tego, co mam; cieszę się, że ten tomik wygląda tak, a nie inaczej, że znajduje swoich odbiorców. Nie można zabierać ludziom ich wolności. Jeśli chcą czytać, niech czytają. Jeśli chcą pisać, niech piszą. Jeśli nie chcą czytać, nie chcą pisać, niech nie robią tego.

Autorka nie ukrywa swojej otwartej relacji z Bogiem, mistyką i religią. Jej wiersze są pełne odniesień do Stwórcy, choć zostały umiejętnie okryte artystycznym woalem, który na pierwszy rzut oka wydaje się czymś dalekim od duchowego wyznania. Bohaterka wieczornego spotkania w ratuszu deklaruje wprost: Kwestie wiary bardzo wpłynęły na moją twórczość. Większość tych wierszy, które znajdują się w tym tomiku, to są modlitwy, nawet jeśli wyglądają jak erotyki, a w szczególności wiersze-erotyki to są właśnie wiersze-modlitwy. Nawiązują do Kościoła i Chrystusa jako Oblubieńca i Oblubienicy. Zawsze, kiedy pisywałam erotyki, związane przede wszystkim z miłością do człowieka, łapałam się na tym, że jednak myślę cały czas o Bogu i kwestiach, związanych z wiarą. Gdy rozmawiałam na tematy, związane z wiarą, to często ludzie wyrażali swoją niechęć lub nienawiść do księży. Zastanawiałam się, dlaczego jeśli rozmawiamy o wierze, o księżach, o Kościele jako instytucji, nie mówimy o Bogu… i dlaczego nikt mi nie powie otwarcie, że nienawidzi Boga. Myślę, że mój własny rozwój duchowy, związany z kwestiami miłości czy nienawiści do Boga, w dużej mierze wpłynął właśnie na te wiersze.

Wiersz, o którym chciałabym powiedzieć, związany z Prawdą, powstał przez pewną osobę, o której dowiedziałam się prawdy bardzo nieprzyjemnej dla mnie i bolesnej, a jednocześnie uświadomiłam sobie, że czasami ta prawda, którą niesie Biblia, też może być bardzo trudna: „Poznałam Prawdę / zmiotła mnie z powierzchni ziemi / dając akceptację // zostawiła mi duszę / która tak boli / że tylko krzyczeć // zamiast tego – / cisza / – moje milczenie / nienawiści samotności / najlepszy przyjaciel / tego co uczy się chodzić”. Myślę, że ten wiersz potrafi najlepiej odpowiedzieć na pytanie o prawdę.

Naturalność i autentyczność dotyczy nie tylko ogólnej sfery życia, ale także wyjątkowego daru, jakim jest talent liryczny. Prowadzący spotkanie za Tuwimem przywołał wątpliwości o tym, kiedy zaczyna się prawdziwy wiersz i zapytał o to, gdzie znajduje się w odczuciu bohaterki wieczoru granica między zwykłą wypowiedzią a prawdziwym, pełnowartościowym utworem. Sympatyczna poetka z jednej strony odpowiedziała bardzo jasnym i krótkim komunikatem, ale podzieliła się również swoimi – już nie tak jednoznacznymi – przemyśleniami: Wiersza z pewnością doświadcza się, kiedy jest ogień. Gdy wydawałam ten tomik, miałam obawy, czy ktoś, kto czytał poprzedni tomik, nie powie mi, że to, co wydałam teraz, jest gorsze, choć tu nie występuje kwestia „lepsze – gorsze”, tylko ten tomik na pewno jest inny. To jest całkiem inna twórczość niż ta sprzed kilku lat, bo tam były dla mnie wiersze-próby; wtedy uczyłam się pisać i trzymałam się tych schematów, o których mówiono mi w Sanoku na kółku poetyckim (w ogóle byłam zaskoczona, że ktoś chce to wydać), a teraz są to wiersze, które płyną prosto z serca. Gdy patrzę na tamten okres, dostrzegam, że to był „bełkot” poetycki, a nie poezja (ja to tak przynajmniej określam, może komuś się to spodobać lub nie), natomiast do obecnego tomiku wybrałam tę część poezji, która jest mi szczególnie bliska, ale jednocześnie w miarę łatwa do wytłumaczenia i w miarę zrozumiała. Wiersze w tym tomiku to są dla mnie wiersze, mogę je nazwać faktycznymi wierszami, mają w sobie ten ogień. Pisałam je pod wpływem bardzo silnych emocji, intensywnych przemyśleń, praktycznie każdy taki wiersz „odchorowałam” na swój sposób.

Twórczość Katarzyny Terchy-Frankiewicz nie stroni od ciekawych postaci. Wśród nich jako niepodobne do innych, zupełnie nieziemsko i odrębnie od sfery ludzkiej jawią się anioły. Poetka lubi się do nich odnosić głównie ze względu na ich wyjątkowość: Anioły to są pewne siły duchowe. Ciężko mi tutaj mówić o aniołach jako wysłannikach, chociaż zawsze fascynowały mnie te postacie i często wykorzystuję motywy anielskie w grafikach, a czasami pojawiają się w poezji, ale myślę, że są to anioły, które próbują coś naprawić. Pierwsza ilustracja na okładce to anioł, który doszywa sobie skrzydła, inny ukrywa się we własnych skrzydłach, a trzeci wyciąga serce na dłoni. Są to postacie, które albo coś naprawiają, albo ukazują, że ich siła rodzi się w bólu (doszywanie skrzydeł czy wyrywanie sobie serca może boleć). Myślę, że mimo wszystko ból także może dodać skrzydeł.

Zagadnienie cierpienia jest obecne w twórczości brzozowskiej autorki. Jej szczere wyznanie o swoich doświadczeniach zrobiło ogromne wrażenie na publiczności, zaskarbiając jej szacunek. Poetka powiedziała m.in.: Kwestie bólu fizycznego, a zwłaszcza psychicznego zawsze były mi szczególnie bliskie. Za kilka dni będę miała 30 lat, a to skłania do refleksji, związanej z własnym zdrowiem, że już w sumie 20 lat działam na lekach; że okres dzieciństwa spędziłam w szpitalach; że ten czas, który powinien być dla mnie okresem szczęśliwym, taki nie był i musiałam na szczęście trochę poczekać; że dopiero od kilku lat mogę powiedzieć, że czuję się osobą szczęśliwą, spełnioną; że to wszystko powoli, powoli do mnie przyszło i że coś z tego życia dostałam. Przeżycia, związane głównie z dzieciństwem spowodowały, że musiałam też poczekać na swój „okres buntu”; że to wszystko przyszło trochę później, dlatego te wiersze są, jakie są… ten ból i cierpienie zajmuje ważne miejsce w mojej twórczości.

Poetka, opisując współczesną rzeczywistość, niejednokrotnie zdaje się ruszać na bój z modą, idzie pod prąd. Pokazuje, że jej ukochanym miejscem jest rodzinna okolica, prowincja, niewielkie miasto: Musiałam jechać na studia do Rzeszowa i mimo wszystko tam doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie, by można było jechać za granicę. Pewnie bym za granicą umarła z tęsknoty za tym miejscem, szczególnie za tymi widokami, za tym, że mogę pójść sobie w pola na spacer, obejrzeć po prostu świat troszkę z góry, spojrzeć na tę naszą jesień. I skąd to się wzięło? Nie było tego od początku. Jeszcze, gdy wydawałam poprzedni tomik, to miałam ogromy problem z kwestiami, związanymi z patriotyzmem i nawet zamiłowanie do romantyków mi nie pomogło, tylko dopiero doświadczenie wyjazdu sprawiło, że nie chciałabym mieć nikogo z bliskich za granicą, nie chciałabym jechać za granicę. W Rzeszowie stwierdziłam, że wracam do domu, wracam tutaj i co by się nie działo, chcę żyć i umrzeć tutaj i po prostu cieszyć się tym, co mam tutaj, w Brzozowie. Szczególnym takim właśnie doświadczeniem dla mnie były jedne święta wielkanocne, kiedy przyjechałam jeszcze na studiach magisterskich do domu i… masa ludzi w kościele. To wszystko właśnie sobie wtedy uświadomiłam, wtedy poczułam więź z tymi ludźmi, że jednak dobrze, że wszyscy jesteśmy razem mimo tego, że wielu właśnie wraca do Brzozowa tylko na święta i że w sumie Brzozów odżywa w święta – w Boże Narodzenie, na Wielkanoc. Odpowiem moim ulubionym wierszem „Pożegnanie powstańca”, który powstał właśnie pod wpływem takiej chwili, kiedy sami stanęliśmy z Kamilem przed wspólną dla nas decyzją, bo zbliżało się wesele, ślub, a tu brak pracy, brak takich perspektyw… trudna chwila i w takiej chwili właśnie powstał wiersz „Pożegnanie powstańca”: Nie odjeżdżaj mój kochany / do Francji czy do Niemiec / zobacz / tutaj Stobnica tak powoli płynie / jak nasz Internet. // Nie odjeżdżaj ukochany / tylko tutaj na pytanie / gdzie pracujesz / wszyscy odpowiadają w Wafro lub GRAN-PIKu // Nie odjeżdżaj ukochany / tutaj kościół w centrum miasta / poranne dzwony / fryzjer za 15 złotych. // Nie odjeżdżaj ukochany / Tylko tutaj możemy się odprowadzić / Do pracy / Do biblioteki / Do szpitala / Do śmierci”.

Bardzo osobista refleksja zaowocowała kolejnym pytaniem, tym razem o relację z czytelnikami. Odpowiedź zainicjowała poetka retorycznie: Co znaczy zaufanie? Myślę, że osoby, którym daję swój tomik, często może nawet nie wiedzą o tym, że rozważałam: dać czy nie dać, oto jest pytanie. Jednak mimo wszystko to jest jakiś kawałek mnie, część mojej własnej osoby i po prostu jaka praca by to nie była – czy ona jest coś warta, czy nie, to jednak człowiek to kocha, co tworzył i zrobił. Tacy jesteśmy. Myślę, że w jakimś stopniu liczę na to zaufanie, że jednak te wiersze trafią w dobre ręce, że zostanie to odebrane, a nie rzucone gdzieś na półkę i będzie leżało i leżało w nieskończoność. Ale z drugiej strony też prawda jest taka, że to jest jedna z wielu książek, które zostały wydane i które ukazały się i po prostu wiadomo, wszystkich książek nie da się przeczytać; to jest niemożliwe.

Pragnę przekazać bardzo prostą rzecz: bez dystansu człowiek zginie, bo ileż można przejmować się samym sobą i tym, co się wkoło mnie dzieje, bo jest coś poza mną, jest cały piękny świat, który mamy do dyspozycji. Są ludzie wspaniali, piękni i tak myślę, że z domu wyniosłam to, że w ludziach zawsze jest coś dobrego i warto to odkrywać, warto na to spojrzeć i każdy jest wrażliwy na swój sposób, każdy jest inny, piękny, wspaniały. Jest po prostu elementem tego całego wszechświata i po prostu działa doskonale, bo jakby patrzeć na nasze ciało, to jest ono czymś niesamowitym, jakaż to jest konstrukcja z punktu widzenia mechaniki czy artystycznego. Według mnie ciało jest najlepszym dziełem sztuki, jakie kiedykolwiek mogło powstać. Cały świat jest przecież tak przemyślany, tak skonstruowany, że to przechodzi ludzkie pojęcie i myślę, że koncentrowanie się właśnie na samym sobie, brak dystansu do siebie może po prostu człowieka wpędzić w jakąś depresję, bo przecież wszystko przeminie, my jesteśmy tutaj tylko na chwilę. Myślę, że właśnie głównie o to mi chodzi, że jednak ta ironia i dystans są tak potrzebne trochę do codziennego funkcjonowania, żeby nam było łatwiej i weselej, przyjemniej. Myślę, że przede wszystkim o to chodzi.

Szczere, niepozbawione wzruszeń, przesłanie poetki pozwoliło publiczności przeżyć kilka ciekawych chwil z twórczością, która nie idzie „z głównym prądem”, a raczej stara się zwrócić uwagę na kwestie ponadczasowe, niemodne i bagatelizowane przez współczesnych zjadaczy chleba. Spotkanie zakończyło się składaniem dedykacji na stronicach tomiku brzozowskiej mistrzyni słowa.

M.A.J.

fot. MK